14 mar 2017

White CD Lottie

Widząc jej natych­mia­stową zmianę nastroju uśmiech­ną­łem się miło i posta­no­wi­łem nie drą­żyć tego tematu widząc jej nie­śmia­łość i chęć zmiany tematu. Cho­ciaż… tro­chę mi jej było szkoda. Rap­tow­nie zrozu­mia­łem tą jej nie­śmia­łość i ruchy aspo­łeczne. Ojciec nie wia­domo gdzie, a matka… nie będę nikogo wyzy­wał, dla­tego zostanę przy okre­śle­niu „wyrodna”. A jej brat to był na prawdę dupek. Nie zno­si­łem takich ludzi. Momen­tal­nie mia­łem ochotę zapy­tać ją o adres, aby poga­dać sobie z tym face­tem, ale gdy docho­dził do mnie nie tylko fakt, że to bez sensu, to na doda­tek ucie­kła z domu dawno temu. W każ­dej chwili mogli zmie­nić swoje miej­sce zamiesz­ka­nia, po za tym nie wia­domo nawet, czy Lot­tie jesz­cze pamięta dokładny adres. Nie ważne.
– Oczy­wi­ście – zgo­dzi­łem się sło­wem nie wspo­mi­na­jąc o jej histo­rii. Tak bar­dzo było mi jej szkoda, cho­ciaż gdy poka­zała mi swoje rany, mia­łem ochotę ją stuk­nąć w główkę. Nigdy nie rozu­mia­łem ludzi, któ­rzy robią sobie krzywdę, żeby ulżyć sobie psy­chicz­nie. No dobra, wyobra­zić to sobie mogłem, ale ni­gdy w życiu sam bym tego sobie nie zro­bił, bo dla mnie to jest głu­pie i słabe. Ale na ten temat też się nie odzy­wa­łem.
Zesz­li­śmy z mostu i zaczę­li­śmy się kie­ro­wać do wybra­nego miej­sca. Chwila mil­cze­nia wyda­wała mi się wie­kiem, który prze­cią­gał się w nie­skoń­czo­ność. Pierw­szy raz nie wie­dzia­łem zbyt jak pocie­szyć osóbkę, ni­gdy nie spo­tka­łem się z kimś, kto miał takie dzie­ciń­stwo. No dobra, sły­sza­łem o takich dzie­ciach, które miały nawet gorzej niż Lot­tie, ale spo­tka­nie takiej osoby… jest zupeł­nie inne.
– Jak byłem mały, lubi­łem cho­dzić po drze­wach – powie­dzia­łem w końcu nie wytrzy­mu­jąc tego napię­cia, które cią­gnęło się nie wia­domo przez ile. Lot­tie spoj­rzała na mnie, ale tylko kątem oka i na chwile.
– Jak taka mała małpka? – widzia­łem jak się lekko uśmie­cha, ale po sekun­dzie ta mina zamie­niła się znowu w mały strach. Zaśmia­łam się cicho i dalej uśmie­cha­łem, chcia­łem jej dodać tym tro­chę wię­cej odwagi poka­zu­jąc jej, że lubię ją, jest zabawna i miło mi się z nią spę­dza czas. W sumie… to była prawda. Polu­bi­łem ją, bo jest miła. Jest zabawna, tylko szybko z tego rezy­gnuje. Miło się z nią spę­dzało czas, to też było prawdą.
– Tak – przy­zna­łem jej rację. – Bra­kuje tylko ogona i łapa­nia się gałęzi nogami. Naj­le­piej gdy wisisz do góry nogami i nie możesz zejść – zaśmia­łem się, w końcu i Lot­tie też to zro­biła, co mi się spodo­bała. Miała ładny uśmiech, szkoda, że tak rzadko się uśmie­chała. Trzeba by ją jakoś roz­ba­wić… – Pamię­tam, jak kie­dyś bawi­łem się w wie­wiórkę – zaczą­łem opo­wia­dać. – Byłem wtedy mały i myśla­łem, że uda mi się wejść do dziu­pli jak wie­wiórce. Utk­ną­łem! – zaśmia­łem się gło­śno. – Jedy­nie tył wisiał sobie bez­wład­nie na drze­wie, kiedy cały przód utknął w drze­wie – doda­łem.

< Lot­tie? Udało się? xd>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz