5 mar 2017

Rue CD Azucar

- Widziałeś tam kiedyś orchidee? - zapytałam gdy staliśmy przed wejściem do środka. Oranżeria to było piękne miejsce, nigdzie nie znajdziesz takiego czegoś, aby w jednym miejscu rosło tyle kwiatów i to tak przeróżnych gatunków. Nawet, jeśli nie rozróżniam od siebie kwiatów, nawet tych podstawowych, to jednak je uwielbiam, bo są piękne. Jedynie jakie znam, to orchidee, ale tyko czarne. Dlaczego? Bo są dla mnie najpiękniejsze, nie wiem dlaczego.
- Może mi się kiedyś rzuciły w oczy - stwierdził, po czym weszliśmy do środka.
- Znajdziesz mi czarną? Uwielbiam te kwiaty - poprosiłam, a chłopak się zgodził.
Jak zawsze to miejsce było zachwycająco piękne. Tyle kolorów, tyle kwiatów w jednym miejscu, tyle pięknych zapachów. Chodziliśmy od jednych do drugim, uważnie im się przyglądając, ja przy okazji czytałam ich nazwy. Może w końcu uda mi się coś zapamiętać? Wątpię, jednym uchem wchodzi, drugim wychodzi. Często tak jest. Znajdowały się tu także okazy kolekcjonerskie, jak kielichowiec biały czy trójlist żółty. Wszystko było piekne.
- Rue! - zawołał mnie Azucar, który wskazywał na czarny kwiat. Gdy podeszłam, zauważyłam, że to moja czarna orchidea.
- Jeju... one są takie piękne... - westchnęłam na jej widok. - Szkoda, że nie można stąd zrywać kwiatów - stwierdziłam uważnie przyglądając się czarnym płatkom.
- Czemu aż tak ci się podoba? - zapytał kucając obok mnie. Chwilę milczałam mając zamiar odpowiedź, że od tak, że jest po prostu piękna, kiedy mi się przypomniał mały biały wazon z dzieciństwa. Stał on w moim pokoju i zawsze, każdego dnia ojciec przywoził mi czarną orchidee. Prawie nigdy go nie widziałam, przyjeżdżał w nocy i zawsze gdy się budziłam, nowy kwiat był w wazonie, jakby poprzedni wcale nie zwiądł.
- Wiesz... Pamiątka po ojcu - powiedziałam krótko, po czym wstałam.
Jeszcze długi czas chodziliśmy po oranżerii podziwiając piękne kwiaty, po czym opuściliśmy to miejsce i poszliśmy na krótki spacer, po dróżce, gdzie znajdował się ten dziwny murek.
- Założymy się, że przejdę po murku i nie spadnę? - zapytałam. Chłopak się zaśmiał.
- A o co? - wzruszyłam ramionami.
- O jakąś przysługę - zgodził się.
- Pod warunkiem, że przejdziesz na rękach. Na nogach, to dla ciebie będzie za łatwe - zgodziłam się. Uważam, że na rękach jest nawet łatwiej, niż na nogach, bynajmniej dla mnie. Wskoczyłam na murek najpierw stając na nogach, a potem mu jednym przewrocie zgięłam lekko nogi i zaczęłam iść przed siebie na rękach, kiedy to Azucar szedł obok.
- Jaki jest twój ulubiony kolor? - zapytałam rozpoczynając taką rozmowę, na której mieliśmy się o sobie dowiedzieć czegoś więcej. On lubił kolor biały, ja niebieski. On miał urodziny w maju, a ja w lutym, chociaż i tak ich nie obchodziłam. Uważałam, że to było niepotrzebne. To tylko wiek, nic więcej. Ja uwielbiałam najbardziej ptaki, a on bał się pająków.
- A co z twoją rodziną? - zapytał. Byłam już w połowie drogi i na razie nic mi nie przeszkadzało, oprócz małych kamyczków, które albo mi się wbijały w ręce, albo się osuwały na ziemię. To było jedyną przeszkodą, do utrzymania idealnej równowagi, z którą tak czy siak nie miałam gorszych problemów.
- A było ich nie wiadomo ile - zaśmiałam się. - Miałam chyba z sześć sióstr i trzech braci... albo czterech - nie byłam pewna, jako małe dziecko nie potrafiłam dokładnie ich wszystkich zliczyć. - W sumie nie wiem. Zostawiłam ich jako... chyba miałam wtedy sześć lat. Nie jestem pewna. Wyjechałam od nich z magikiem i nigdy ich już nie zobaczyłam - dokończyłam. Byłam już prawie na samym końcu, co oznaczało, że wygram zakład. - A twoi rodzice? - zapytałam.

<Azucar?>
PS: Może chcesz popisać o karnawale?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz