27 sty 2017

Lottie CD White

Siedziałam sobie w namiocie ze zwierzętami, kuląc się w jego kącie i delikatniutko głaszcząc króliczki i zające po ich burych, puszystych futerkach. Podsłuchałam niedawno rozmowę Pika z jakąś laską, kiedy to skarżył się, że dziwnie dużo jest tu tych „kłaków”, jak to ujął, i że strasznie ostatnio wariują. Dobrze, że nie zauważył, że to ja przygarnęłam te dwa urocze, osierocone zajączki, które znalazłam podczas wypadu do lasu. A że zwierzęta wariowały – tego nie zauważyłam. Przynajmniej w moim towarzystwie były bardzo spokojne, milusińskie i przytulaśne, więc nie zauważyłam u nich Syndromu Szalonego Zająca. Wracając do przybłęd – nazwałam je Chloe i Zoe, bo (nie jestem pewna!) obie są samiczkami. Nie miałam odwagi powiedzieć również Gatcie, głównej treserce zwierząt, że to Chloe obgryzła jej buty. No ale skoro nikt nie pyta, to co będę się wychylać?
Licząc sobie od niechcenia zające, coś mi się nie zgadzało – chyba brakowało White’a, o ile się nie mylę. Nie znosiłam tego, że magicy ciągle go zabierali, ale nic nie mówiłam. Postanowiłam jednak wybrać się na jego poszukiwanie – tak na wszelki wypadek, gdyby jego zniknięcie nie było winą nikogo z trupy. Zaglądałam niepostrzeżenie do każdego kolejnego namiotu – w pierwszym jakaś laska ćwiczyła niesamowite akrobacje, w drugim natomiast siedział koleś od drążków i robił sobie małą przerwę, tańcząc dyskretnie samotne pogo do metalu lecącego z małego, przenośnego radyjka. Do trzeciego zajrzałam tylko przelotnie, gdyż nie miałam ochoty patrzeć na niesmaczne gorące pocałunki jakiejś pary akrobatów. Nieśmiało zajrzałam więc do czwartego z namiotów, gdzie znalazłam „zgubę”.
„PUŚĆ JEGO USZY, IDIOTO, BO JAKBY KTOŚ CIEBIE PODNIÓSŁ ZA WŁOSY, TO NIE BYŁOBY JUŻ TAK ZABAWNIE.” – uszami wyobraźni słyszałam siebie szepczącą te słowa diabelskim tonem – ale była to tylko wyobraźnia. Jedyne, co tak naprawdę powiedziałam, było zwykłym:
- … White?
Magik puścił te jego nieszczęsne uszy, a królik podbiegł do mnie, przebierając swymi puchatymi nóżkami. Podniosłam go i przytuliłam do klatki piersiowej, głaszcząc palcem wskazującym po łebku.
- Chodzi ci o mnie, czy o królika? – zapytał chłopak z szerokim uśmiechem na ustach. Dopiero teraz podniosłam na niego wzrok, wytrzeszczając oczy. „Nie mów do mnie…”, pomyślałam, czując, jak serce chce mi wyskoczyć z klatki piersiowej, „… to mnie krępuje”. Znowu jednak nie przeciwstawiłam się okrutnemu faktowi „bycia zagadaną”, a jedynie uśmiechnęłam się głupawo, wzruszając ramionami.
- Ja… ten… - zaczęłam, przygryzając wargę - … królika. Przyszłam po królika.
<White? XDD>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz