14 sty 2017

Rue CD Akuma

Chwilę milczałam zastanawiając się nad całym pomysłem. Straszenie ludzi mi bardzo odpowiadało, dobra zabawa, można się pośmiać. Kiedyś także straszyłam ludzi, udając jakieś posągi w uliczkach. O dziwo dużo tamtędy się przechadzała, a widok marmurowego posagu było dziwne. Ich miny były na prawdę piękne, gdy nagle się poruszałam. Spojrzałam raz na dziecko wolnym i psychicznym wzrokiem, a to szybko uciekło. Uwielbiałam dlatego najbardziej straszyć takie dzieci – pięknie uciekały, chociaż starsi także byli zabawni.
- Dobra, to zrobimy tak – odezwała się w końcu. - Odniesiemy łuki do mojego namiotu, przerobimy się i pokaże ci fajne miejsce do straszenia – chłopak się zgodził.
Tak jak mówiłam, tak zrobiliśmy. Najpierw zaszliśmy do namiotu, gdzie odłożyliśmy łuki i strzały, do tego ubrałam jakąś czapkę, żeby nie pobrudzić włosów. Podobną dałam chłopakowi, aby także nie musiał sobie niszczyć fryzury. Nałożyłam jeszcze coś na długi rękaw, po czym wróciliśmy do lasu. Udało nam się znaleźć w końcu porządną kałużę błota, dzięki ziemi i roztopionemu śniegu.
- To jak? Wskakujemy? - Akuma skinął głową, po czym oboje wylądowaliśmy w „bajorku”. Można było nas w tej chwili porównać do świń – tarzaliśmy się w brudzie, jak prawdziwe zwierzęta. Tyle, że skończyło to się także mała zabawą na rzucanie „błotnych śnieżek”, ale tylko przez jakiś czas. Potem szybko wskoczyliśmy do góry liści, która leżała przy jakimś ogrodzeniu. Najwidoczniej właściciel dopiero teraz poczuł jesień i spadające liście, ale to nie ważne. Połowę rozwaliliśmy, a połowa przykleiła się do nas, jak do kleju.
- Teraz czekać aż wyschnie.
Podczas wysychania, zaprowadziłam Akume powolnym krokiem do miejsca, w którym według mnie najlepiej się strzały. Był to niby park, ale też i „labirynt”. Właściciel tego wszystkiego chciał stworzyć małe utrudnienie dla ludzi, że za nim wyjdą, muszą pokonać mały labirynt, zrobiony z krzewów. Nie były one ostre, żadnych kolców, tylko bardzo gęsto ściśnięte. Oczywiście było takie miejsce „specjalnie” dla nas. Słońce ułaskawiło nas swymi promieniami, a gdy cała warstwa błota i liści na nas zaschła, weszliśmy w krzaki.
- Nie będziemy śledzić? - pokręciłam przecząco głową.
- Trochę za dużo roboty. Tutaj przychodzą jedynie młodzi ludzi, nie wiele starsi od nas. I jest ich dosyć sporo, zobaczysz.
Po dwóch minutach czyhania na jakiegoś człowieka, w końcu na nasz korytarz zawitała czarnowłosa kobieta. Wyskoczyliśmy z dwóch ścian labiryntu, okrążając ją. Zaczęła krzyczeć, a my nie dawałyśmy jej uciec. Przyległa do krzewu dalej krzycząc i się nam przyglądając, a gdy zrozumiała, że to tylko zwykli ludzi, uspokoiła się śmiejąc.
<Akuma?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz