Patrzyłem na niego, nadal się zastanawiając. Okręciłem się jeszcze raz, po czym skierowałem swój wzrok do wyjścia. Niby przestrzeń, w której się znajdowaliśmy, była zamknięta, lecz chłód dochodził tutaj, co niezbyt mi przeszkadzało. Uwielbiałem zimę, więc mógłbym nawet leżeć na śniegu przez cały dzień. Zaśmiałem się pod nosem i na powrót zwróciłem się ku chłopakowi. Sprzątał to, co ja nabrudziłem przez swoją niezdarność. Choć byłem już dorosły, to nadal byłem dzieckiem. Już od jakiegoś czasu ta anomalia zaczęła mnie ciekawić. Dłużej się nie zastanawiając, podszedłem do niego od tyłu, uważnie przyglądając się, co robi. Próbowałem dowiedzieć się jak mu pomóc. Zamyślony sięgnąłem po cukierka, jednakże niemiło się zaskoczyłem, gdy żadnego nie wyczułem w swojej kieszeni. Westchnąłem i wyminąłem chłopaka, stając, a właściwie kucając, obok niego. Wziąłem jakąś szmatkę i zacząłem wycierać podłoże brudne od pozostałości moich wypalonych spodni, jak i kurzu, które pozostawił sam dym. Ponownie poczułem jego spojrzenie na sobie. Odwzajemniłem ten gest, ukazując mu przy tym swoje ząbki w pełnym uśmiechu. Muszę przyznać, patrzenie na jego zdziwienie na moje niektóre ruchy jest zabawne. Wróciłem do wycierania.
- Jeżeli nie chcesz, to tego nie rób -Powiedział ze stłumionym śmiechem -Poradzę sobie ze spokojem sam.
- Wierzę w to -Przytaknąłem i spojrzałem do góry, zadzierając przy tym głowę -Ale to moja wina, że tak wyszło, więc nie mogę cię z tym sam zostawić. Poza tym -Na chwilę przystanąłem, żeby poukładać sobie myśli -Kiedy Pik by się o tym dowiedział, nie byłoby już tak kolorowo -Wzruszyłem ramionami i przetarłem swoje czoło z niewidzialnego brudu i potu.
Usłyszałem jego westchnienie, które przyjąłem jako zgodę. Minęło zapewne kilkanaście minut, kiedy w końcu się z tym wszystkim uporaliśmy. Po skończonej robocie wstałem na równe nogi, wyciągając przy tym ręce do góry.
- Ale zrobiłem się głodny! -Mlasnąłem, nie mając już siły na nic innego, nawet na żadne głupstwa. Zerknąłem na niego. Wydawał się, jakby mnie nie słuchał. Zmarszczyłem brwi i podszedłem do niego. Będąc przy nim, szturchnąłem go -Hej, pójdziesz ze mną na jakieś jedzonko?
Chłopak uniósł jedną brew, niemalże natychmiast kręcąc przy tym głową. Naprawdę aż tak zalazłem mu za skórę, że nawet nie chce ze mną zjeść. Podrapałem się z tyłu głowy, spoglądając w stronę wyjścia. Trochę głupio wyszło z tym naszym poznaniem się, bo przecież mogło być lepiej. Nie czekając na niego, ruszyłem w tamtą stronę. Szedłem powolnym krokiem, aż do moich uszu dotarł charakterystyczny dźwięk wydobywający się z żołądka. Złapałem się za brzuch, jednakże szybko doszedłem do wniosku, że dźwięk nie pochodził ode mnie. Uśmiechnąłem się pod nosem, po czym uniosłem dłoń. Delikatnie wprawiając ją w ruch, powiedziałem.
- No już, też się nie możesz powiedzieć nie.
Usłyszałem, jak jego kroki zbliżają się do mnie, a zaraz po tym ujrzałem jego cień koło mnie. Kątem oka widziałem jego ni to zezłoszczoną, ni skwaszoną minę. W duchu ucieszyłem się, że zjemy razem, chociaż wiedziałem, że zawsze może powiedzieć "nie" i sobie pójść. Miałem jednak cichą nadzieję, że tak nie będzie.
- Jeżeli nie chcesz, to tego nie rób -Powiedział ze stłumionym śmiechem -Poradzę sobie ze spokojem sam.
- Wierzę w to -Przytaknąłem i spojrzałem do góry, zadzierając przy tym głowę -Ale to moja wina, że tak wyszło, więc nie mogę cię z tym sam zostawić. Poza tym -Na chwilę przystanąłem, żeby poukładać sobie myśli -Kiedy Pik by się o tym dowiedział, nie byłoby już tak kolorowo -Wzruszyłem ramionami i przetarłem swoje czoło z niewidzialnego brudu i potu.
Usłyszałem jego westchnienie, które przyjąłem jako zgodę. Minęło zapewne kilkanaście minut, kiedy w końcu się z tym wszystkim uporaliśmy. Po skończonej robocie wstałem na równe nogi, wyciągając przy tym ręce do góry.
- Ale zrobiłem się głodny! -Mlasnąłem, nie mając już siły na nic innego, nawet na żadne głupstwa. Zerknąłem na niego. Wydawał się, jakby mnie nie słuchał. Zmarszczyłem brwi i podszedłem do niego. Będąc przy nim, szturchnąłem go -Hej, pójdziesz ze mną na jakieś jedzonko?
Chłopak uniósł jedną brew, niemalże natychmiast kręcąc przy tym głową. Naprawdę aż tak zalazłem mu za skórę, że nawet nie chce ze mną zjeść. Podrapałem się z tyłu głowy, spoglądając w stronę wyjścia. Trochę głupio wyszło z tym naszym poznaniem się, bo przecież mogło być lepiej. Nie czekając na niego, ruszyłem w tamtą stronę. Szedłem powolnym krokiem, aż do moich uszu dotarł charakterystyczny dźwięk wydobywający się z żołądka. Złapałem się za brzuch, jednakże szybko doszedłem do wniosku, że dźwięk nie pochodził ode mnie. Uśmiechnąłem się pod nosem, po czym uniosłem dłoń. Delikatnie wprawiając ją w ruch, powiedziałem.
- No już, też się nie możesz powiedzieć nie.
Usłyszałem, jak jego kroki zbliżają się do mnie, a zaraz po tym ujrzałem jego cień koło mnie. Kątem oka widziałem jego ni to zezłoszczoną, ni skwaszoną minę. W duchu ucieszyłem się, że zjemy razem, chociaż wiedziałem, że zawsze może powiedzieć "nie" i sobie pójść. Miałem jednak cichą nadzieję, że tak nie będzie.
<Akuma?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz