6 lut 2017

Vogel CD Smiley

Obudziłem się później niż zazwyczaj, bo przed ósmą. Coś jednak mi mówiło, że pobiłbym swój dotychczasowy rekord zbyt długiego spania. Wstałem z łóżka i podrapałem się po swojej czuprynie. Ziewnąłem przeciągle i leniwym krokiem ruszyłem w stronę łazienki, w której wziąłem krótki prysznic, a następnie się ubrałem. Wychodząc, spojrzałem na malutkie lusterko wiszące na przepełnionej pustką, ścianie. Spojrzałem na odbicie. Niby spałem dłużej niż zawsze, a wory pod oczami dość mocno się odznaczały. Przetarłem miejsce, gdzie znajdywało się przebarwienie i mlasnąłem przekleństwo pod nosem. Próbując się więcej nie denerwować, zdecydowałem, że wyjdę na świeże powietrze. Tak, zdecydowanie relaksacyjny spacer wiele mi zrobi. Założyłem więc swój ciemny płaszcz, trampki i ruszyłem na dwór. Od razu spotkałem się z okrutnym chłodem, który nie robił mi problemu. Wypuściłem białą parę z ust i ruszyłem przed siebie, próbując przypomnieć sobie, co dziś mi się śniło. Wiedziałem jedno, był to naprawdę dziwny sen, lecz za nic nie potrafiłem go sobie przypomnieć. Westchnąłem cicho i rozejrzałem się dookoła. Ciemna kora drzew odbijała się na tle białego puchu. Uwielbiałem takie widoki. Uśmiechnąłem się sam do siebie i zatopiłem się w swoich myślach. Kiedy się ocknąłem, zdałem sobie sprawę, że nie wiem, gdzie jestem. Stanąłem w miejscu i zacząłem się rozglądać. Zdecydowanie się zgubiłem. Zgarbiłem się delikatnie, spuszczając głowę w dół. Wtedy usłyszałem dźwięk, który prawie zawsze towarzyszył mi w takich sytuacjach. Podniosłem wzrok, a przed sobą, na gałęzi wysokiego drzewa, ujrzałem małego ptaszka. Świergotał, jakby do mnie mówił, przez co miałem wrażenie, że jeszcze śnię. Po chwili jednak zrozumiałem, że nie jest to sen, gdyż do niego dołączyły jeszcze inne ptaki. Schowałem ręce do kieszeni, a wtedy poczułem, że coś w nich mam. Wyciągnąłem rękę, a gdy tylko na nią spojrzałem, zrozumiałem już, dlaczego tak się tu zleciały. Miałem ziarna, jednakże zadziwiające było to, że je wyczuły. Spojrzałem w ich kierunku i rzuciłem ziarenka przed siebie, przez co wszystkie podleciały bliżej mnie. Wysypałem większość tego, co miałem w kieszeniach, a ptaki zaczęły powoli odlatywać. Tylko nie ten mały, ciemny ptaszek, którego spotkałem na samym początku. Ten był odważniejszy od reszty, gdyż usiadł na moim ramieniu. Nie było to już dla mnie tak szokujące, jak było na początku, lecz nadal czułem się nieswój. Przybliżyłem dłoń do niego i poczęstowałem go ostatnimi ziarnami, które rzecz jasna przyjął. Długo to jednak nie trwało, gdyż jakiś ruch pośród drzew, przestraszył wszystkie ptaki, które jak na rozkaz, wzbiły się w powietrze. Powędrowałem za nimi wzrokiem. Po krótkiej chwili usłyszałem za sobą czyiś głos.
- Czy coś się stało? -Spojrzałem w tamtą stronę przez ramię, opuszczając przy tym dłoń.
- Nie... -Mruknąłem cicho, ledwie słyszalnie.
Była to dziewczyna w białym płaszczu, o pięknych, długich włosach. Zmarszczyłem delikatnie brwi.
- Na pewno? -Zapytała ponownie, na co westchnąłem, łapiąc się za tył głowy.
Odwróciłem się w jej stronę i uśmiechnąłem.
- W zasadzie to... to trochę się zgubiłem -Sam nie mogłem uwierzyć w to, co mówię.
Dziewczyna z resztą też, gdyż wyglądała na zdziwioną. Odwróciłem głowę i wypuściłem biały obłok z ust. Ciekawe co sobie o mnie pomyślała?
<Smiley?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz