17 lut 2017

Vogel CD Smiley

Dziewczyna zaprowadziła mnie pod małą, lisią norę, w której rzeczywiście znajdował się mały ssak. Ptak przeszedł mi na ramię, spoglądając na otaczający nas teren. Kiedy tylko lis wyszedł z nory i podbiegł do dziewczyny, ten przestraszył się i o mało co nie odleciał. Spojrzałem na niego. Co jak co, ale lis mógłby na niego zapolować. Zaśmiałem się cicho i pogłaskałem małego towarzysza po malutkiej główce. Wtedy usłyszałem głos Smiley. Od razu zwróciłem się w jej kierunku. Wyglądała, że zaprzyjaźniła się z tym szczeniakiem. Jak powiedziała, był osierocony, więc dobrze, że ktoś się nim w końcu zajął. W końcu lis zaczął i do mnie podchodzić, co nie za bardzo spodobało się ptaszkowi. Kilka razy podskoczył, po czym rozwinął skrzydła i wzbił się w powietrze, odlatując w nieznanym kierunku. Próbowałem dostrzec, gdzie poleciał, lecz marnie mi to wychodziło. Westchnąłem cicho i spojrzałem w dół, na szczeniaka, który zaczął mnie obwąchiwać. Po chwili zaczął mnie okrążać. No tak, w końcu jestem obcy i nie ma do mnie zaufania. Zachwiałem się delikatnie, a następnie przykucnąłem. Lis cofnął się, unosząc przy tym swoją małą, białą łapkę. Wyciągnąłem w jego stronę delikatnie dłoń, na co ten położył uszy po sobie. Był młody i to bardzo. Od razu się uśmiechnąłem, zwieszając głowę. Zazwyczaj to pomagało. Zwierzęta, nie ważne, jakie by to były, widząc takie zachowanie, bardzo często same podchodziły, powoli się przyzwyczajając. Tak było i w tym przypadku. Zerknąłem ukradkiem na Smiley, która stała przed nami, bacznie obserwując nasze zachowanie. Wyglądała jak dziecko, które było podczas swojego pierwszego występu w cyrku. Uniosłem powoli głowę i spojrzałem na nią w całości.
- Coś nie tak? -Zapytałem, nie zdejmując z ust szczerego uśmiechu.
Ta spojrzała w moje oczy, a następnie pokręciła głową. Wtedy poczułem coś wilgotnego, dotykające mojej skóry na dłoni. Spojrzałem w tamtym kierunku i ujrzałem spokojnego już liska. Nie bał się już aż tak, lecz nie mogłem powiedzieć, że już mi zaufał. Powoli dźwignąłem się na nogach i wyprostowałem się całkowicie.
- Czyli go zabierasz? -Powiedziałem w końcu.
Dziewczyna podeszła do nas i pogłaskała lisa.
- Chciałabym spróbować. Zresztą Yuki sam o tym zdecydował. -Uśmiechnęła się, patrząc na mnie.
- Rozumie -Westchnąłem i złapałem się za tył głowy -Ale rozmawiałaś o tym z kimś w cyrku? Wiesz, w końcu to ktoś, kto musiałby również tam mieszkać.
Różowowłosa skinęła głową i wzięła zwierzątko na ręce. Stanęła przede mną wyprostowana.
- Wiem o tym. Co prawda jeszcze o tym nie rozmawiałam... -Zwątpiła na chwilę -ale sądzę, że się na to zgodzą! -Dodała szybko.
Widziałem w jej oczach małe, tańczące iskierki, w których znajdywało się niemałe szczęście. Prychnąłem cicho i przekręciłem delikatnie głowę, garbiąc się przy tym.
- Czyli idziesz na żywioł? -Zapytałem, a właściwie stwierdziłem, na co dziewczyna wzruszyła ramionami, kiwając przy tym głową.
Rozejrzałem się dookoła, aż w końcu zatrzymałem wzrok na przejściu, z którego przyszliśmy. Zrobiłem kilka kroków w tamtym kierunku, a kiedy tylko znalazłem się obok ośnieżonego krzaka, spojrzałem na nich przez ramię.
- To co? Na co czekacie? -Rzuciłem z uśmiechem, ponownie ruszając z miejsca.
Dziewczyna również zaczęła iść. Szybko znalazła się przy mnie, przez co spostrzegłem, że nie ma już na rękach Yuki'ego. Szczeniak natomiast dreptał przy jej nodze. Wypuściłem powietrze ze świstem. Ciekawe czy to się uda. Chciałem to zobaczyć i w razie potrzeby, pomóc. Chociaż, że nie znam jej zbyt długo, to mam wrażenie, że bardzo się do niego przywiązała. A takiego czegoś, jak przyjaźń, nie warto przerywać. Znam to ze swojego doświadczenia.
Nie szliśmy jakoś długo, jakby mogło się wydawać. Byliśmy już między pierwszymi namiotami ze sprzętem, czy jedzeniem. Przeszliśmy kolejne kilka, aż w końcu ujrzeliśmy grupy, liczące do kilku ludzi. Wtedy to Yuki się przeraził. Schował się za jej nogami i stanął jak wmurowany. Obydwoje spojrzeliśmy na niego.
- Weź go lepiej na ręce, pewnie się wszystkiego boi.
- Masz rację -Stwierdziła, łapiąc młodego za łapki, a niedługo po tym trzymając go w ramionach.
Skinąłem głową i popatrzyłem po ludziach. Musimy znaleźć Pika, lecz jakby mogłoby mi się zdawać, nigdzie go tu nie było, co było wręcz dziwne. Prawie zawsze widziałem go z innymi. Westchnąłem ciężko. Czyli jednak będziemy musieli odwiedzić jego namiot. Najgorsze miejsce na ziemi. Niby przytulne i nic nie znaczące, a jednak gdy ma się sprawę do jego właściciela, który akurat w nim przesiaduje, ten zewnętrzny, piękny widok, przeradza się w postrach wszystkiego i wszystkich. Na samą myśl po moich plecach rozeszły się zimne dreszcze, co zauważyła ona.
- Wszystko w porządku? -Zapytała troskliwie.
Spojrzałem w jej kierunku i niemrawo skinąłem głową. "Trzeba zacząć się modlić" -pomyślałem, spoglądając na nią. Jeżeli Pik zaszył się w swojej pieczarze, znaczy to tyle, że nie ma zbyt dobrego humoru. "Akurat w tym momencie musiało mu się zachcieć, zachowywać jak jakaś rozwydrzona paniusia! Tak jakby wiedział, że w tym dniu ktoś ma do niego prośbę!" -Zacząłem go wyzywać w myślach, lecz szybko tego zaprzestałem, przypominając sobie, że kiedy on się o tym dowie, to również nie będzie miło.
<Smiley?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz