10 lut 2017

Nymph CD Naamio

Naamio chwilę się zastanawiała. Zamiast jednak odpowiedzieć na pytanie, skomentowała zapach którego źródłem były perfumy Mishy. Kącik jego ust powędrował w górę. Nie umknęło jego oczom, że brunetka zaskoczona tym co mówi zasłoniła twarz włosami. Eh, dziewczyny. Zarzucił lekko głową do tyłu, by pozbyć się błękitnych kosmyków z twarzy.
Dziewczyna szybko zaczęła tłumaczyć koncept Pik'a, a niebieskooki kiwał głową od czasu do czasu, potakująco. Miała całkiem przyjemny głos. Tylko była strasznie niska, przynajmniej jak dla Nymph'a, więc musiał się delikatnie pochylać by patrzeć jej w oczy podczas rozmowy. Chociaż skupiał się także na badaniu jej wyglądu. Delikatny powiew rozwiewał co rusz ciemne pasma długich włosów dziewczyny, na jej szczęście stała pod wiatr, więc kosmyki nie przysłaniały jej widoczności. Spod grzywki błyskały zielone oczy, prawie niebieskie. Wodziła nimi wokół, tak samo jak teraz Misha badając wygląd rozmówcy. Jej ożywiony głos kompletnie nie pasował do wyglądu, smutnego, chłodnego. Przynosiła na myśl Śnieżkę, swoją jasną cerą i ciemnymi włosami. Lub wampira. Takie proste skojarzenia, ale trafne. Na myśl o śniegu uświadomił sobie, jak bardzo jest mu zimno. Czuł się już teraz jakby przytulał do siebie górę lodową. No, może nie tak bardzo. Ale nie spodziewał się, że zostanie na zewnątrz aż tak długo. W jego intencjach było jedynie zbadanie krzyków Pik'a.
-Możemy się tu jutro spotkać i o tym porozmawiać. - Uśmiechnęła się delikatnie. Najwyraźniej czuła się jeszcze dosyć nieswojo z nową znajomością. Onieśmielał ją? Jak uroczo. Ciekaw był jak sobie razem poradzą. Westchnął w duchu. Miał co do tego złe przeczucia. Na cud nie liczył.
Pożegnał się z dziewczyną i nie zwlekając ruszył w kierunku swojego namiotu. Mimo późnej godziny słyszał jeszcze cudze głosy tłumione przez ściany pozostałych namiotów, stojących całkiem niedaleko. Odetchnął mroźnym powietrzem, a jego oddech błyskawicznie zmienił się w jasnoszary obłoczek. Poczuł jakby jego gardło wypełnione było lodem. Potarł mimowolnie ramiona, z powodu coraz bardziej dotkliwego chłodu. Chwilę musiał się szarpać z zamkiem przy wejściu namiotu, bowiem najzwyczajniej w świecie zamarzł.
Z przyjemnością wtargnął do szóstego namiotu, rozkoszując się ciepłem które zdawało się go stopniowo owijać, jak ciepły szal, jak gęsta, parna mgła. Nawet nie przeszkadzała mu duchota panująca pod daszkiem. Śnieg przyklejony do podeszw i czubków butów zaczął się momentalnie rozpuszczać. Teraz z rozczarowaniem Rosjanin zauważył, że zapomniał zgasić lampy. Teraz świeczka była do połowy stopiona, a kałuże gorącego wosku zalegały w środku szklanego pojemnika. Korzystając z okazji nawoskował suwak przy wyjściu. Ściągnął kozaki i odstawił je przy płachcie. Śnieg zmieszany z ziemią topiąc się stworzył drobne szarobure kałuże tu i ówdzie. Misha niezupełnie zwrócił na nie uwagę, rozbierając się z wierzchniego okrycia
Nie będąc zupełnie sennym usadowił się wygodnie na łóżku i zabrał za czytanie jednej z książek, które kupił w podróży.
Przesiedział tak dobre bite godziny, zawinięty w koc z książką na kolanach. Ból w krzyżu od nachylania się przez tak długi czas w końcu stał się nie do wytrzymania, więc odłożył leksykon na szafeczkę przy wezgłówku łóżka. Akurat, by zorientować się, że już dawno powinien spać, jeżeli chce wstać rześki i gotowy do ćwiczeń. Westchnął do siebie i jeszcze przez chwilę bawił się stronicami książkim wertując je i wdychając ich zapach. Pachniały świeżością, tuszem i oczywiście papierem, jak sprytnie.
Zastanawiał się, czy będzie w porządku pójść spać nago, skoro nie dzieli z nikim namiotu.
Stwierdził, że tak.

Obudził się o dziewiątej trzydzieści, a przynajmniej tak mówił jego zaspanym oczom zdobiony zegarek. Jednak mężczyzna pozwolił sobie na jeszcze małą drzemkę, dla urody. Długo nie wychodził z łóżka, nagrzana pościel i miękki koc otulały go i wprowadzały w ociężały, leniwy stan.
Sapnął cicho w poduszkę i podniósł się do siedzącej pozycji. Ziewnął krótko przysłaniając usta palcami, po czym wstał, na nogi. Od razu zrobiło mu się chłodniej, jednak to pomogło mu tylko w rozbudzeniu się. Zaraz naszykował się odpowiednio do wyjścia i zrobił parę skłonów, by rozciągnąć skostniałe od snu mięśnie. Czuł się nieswojo w płaskich butach i krótkiej kurtce, jednak w tym stroju będzie mu o wiele wygodniej biegać, jeżeli zdecyduje się na ćwiczenia na świeżym powietrzu.
Następnie upewniając się, że niczego nie zapomniał, ruszył ku głównemu cyrkowemu namiotowi. Uwielbiał tę konstrukcję, jego nastrój poprawiał się na sam jej widok.
Poranne powietrze i zimowe słońce wyglądające spomiędzy ciemnych gałęzi półnagich drzew także zdawały się owy dobry nastrój podtrzymywać.
Wtargnął do środka. Kolorowy wystrój ogromnego pomieszczenia był tak znajomy i bliski mu, że aż westchnął z uwielbieniem. Od razu zauważył ćwiczącą na trapezie dziewczynę, jednak dopiero teraz poświęcił jej więcej uwagi. Nie od razu rozpoznał Naamio.
Oparł się o odgradzającą scenę od widowni barierkę. Przyglądał się ze znużeniem ćwiczeniom dziewczyny. Pfft, zrobiłby to o wiele lepiej. Zaczął się wymownie przyglądać swoim paznokciom. Nie imponowały mu wyczyny Naamio. Zerkał od czasu do czasu znad własnych dłoni, akurat by zaobserwować, że młoda kobieta mówiła od czasu do czasu coś do siebie, lecz on nie miał zamiaru się przysłuchiwać, nie obchodziły go jej problemy z osobowością czy cokolwiek jej dolegało.
Oglądanie jak ćwiczy całkiem odebrało mu ochotę na gimnastykę. Skoro dziewczyna nadal go nie zauważyła, nie miał co tu robić. Wyszedł ukradkiem na zewnątrz. Postanowił po prostu rozciągnąć się na świeżym powietrzu. Dobrze, że nie założył tego ranka płaszcza, tylko coś wygodniejszego.
Ruszył truchtem w kierunku parku, mijając szerokim łukiem wozy i kontenery z cyrkowymi zwierzętami. To była ta rzecz, której w cyrku nie lubił. Brrr, cuchnące nieokrzesane stworzenia, które występowały na tej samej sali co on. Nie do pomyślenia.
Zagryzł wargę, biegnąc żwirową ścieżką. Była ona pokryta lodem, tak jak większość dróg, więc skierował się na trawnik przykryty niewielką warstewką nieszkodliwego śniegu. Jednak od porannej rosy stał się on lepki i chrupiący, tak więc towarzyszył mężczyźnie przez resztę biegu przyjemny skrzypiący dźwięk przygniatanych kryształków śniegu, wydobywający się spod podeszew.

Gdy wrócił pod namioty, cały zadyszany, dostrzegł Naamio. Włosy kleiły mu się do czoła, a gorące ciało szybciej się wychładzało na mrozie. Poprawił szal, przez co dopuścił nieprzyjemne zimno do skóry na szyi. Wzdrygnął się. Czuł rwanie w łydkach po parogodzinnym biegu i okazjonalnych ćwiczeniach rozciągających. To dobry znak. Wsunął dłoń do płytkiej kieszeni kurty, by wyciągnąć mały, szklany pojemniczek. Skropił szyję resztką perfum o ostrym kwietnym zapachu. Podbiegł jeszcze kawałek do ciemnowłosej.
Zaraz przybrał uśmiech na twarz, rzucając zaczepnie:
-Jak tam po ćwiczeniach? Nie zmęczyłaś się kociaku? - Uniósł brwi. Przyjrzał jej się. - Wyglądasz dzisiaj okropnie. Co za pech. - Wykrzywił usta w smutną podkówkę.
Poprawił rzemienne bransoletki na lewej dłoni, bowiem się poluzowały.
-Masz jakieś pomysły co do układu naszego występu? - Nieświadomie wypowiedział słowo "naszego" z ledwo dosłyszalną niechęcią. Parsknął, nadal rozbudzony po biegu. - Śmiało, możesz się wypowiedzieć. Nawet jeśli będą beznadziejne, zrozumiem to. Wspólnie coś wymyślimy, chociaż jeśli pozwolisz, mogę zrobić to sam. - Objął ją ramieniem i nachylił się, by być blisko jej ucha. - Możemy ewentualnie uczynić tak, że ja załatwię wszystko, a ty możesz ewentualnie podać mi szklankę wody gdy już skończę. Z dwoma kostkami lodu, góra trzema. Co ty na to?
Poklepał ją po ramieniu, widząc jej niepewny wyraz twarzy.
-Tylko żartuję złotko, nie rób takiej miny.
Praktycznie nie dawał jej dojść do słowa, ale było to u niego normalne. Zapach różanych perfum był ostry i wiercący w nosie, przezwyciężał nikły zapach potu. Zaraz odsunął się i poprawił po raz kolejny zwiewny szal.


<Naamio? Znowu to robię, sorry. Bb nie mam pomysłu co robić, więc gram na czas.>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz